Liechtenstein

Liechtenstein to malutkie państwo (księstwo) leżące pomiędzy Austrią a Szwajcarią, położone w Alpach. Najwyższym szczytem jest Grauspitz o wysokości 2599 m n.p.m, położony na granicy ze Szwajcarią

Na Grauspitz nie prowadzi żaden znakowany szlak, a ponieważ nie miałem nikogo chętnego, zdecydowałem się na wejście z przewodnikiem. Byliśmy umówieni na koniec sierpnia 2016, w planie było wejście na Grauspitz a potem na Zugspitze. Niestety, tuz przed planowaną akcją górską (a mieliśmy wchodzić od Szwajcarii zaczynając w Malans) przewodnik Michał dostał z kilku źródeł informację, że… góra i jej okolice są zamknięte 🙁 Otóż Redbull „wykupił” na jakieś dwa tygodnie tamten obszar na potrzeby filmu reklamowego i osoby chcące zdobyć szczyt (a nie cieszy się jakąś wielką popularnością – stąd w ogóle pozwolono na taka „rezerwację”) są zawracane. Biliśmy się z myślami, ale ostatecznie nawet nie spróbowaliśmy. Czy to była w 100% prawda, trudno powiedzieć, ale informacje pochodziły od poważnych osób. Spróbuję kiedy indziej 😉

AKTUALIZACJA: „Kiedy indziej” nadeszło z początkiem sierpnia 2017. Ponownie z Michałem Królem oraz z Lucyną mieliśmy w planie atak na Mont Blanc. Aklimatyzowaliśmy się nawet, spędzając dwie noce w schronisku Rifugio Torino o wysokości 3.375 m n.p.m., a także wędrując po lodowcu i zdobywając skaliste Aig. de Toules. Niestety, zarówno prognozy pogodowe jak i informacje z trasy na Blanc (a zwłaszcza te dotyczące Grand Couloir) były mało optymistyczne. Z ciężkim sercem odpuściliśmy całkiem Blanca, odrzuciliśmy także rozważane Dufourspitze, decydując się ratować wyjazd chociaż Grauspitzem.W ten oto sposób 02.08.2017 r. docieramy do szwajcarskiego Malans, skąd wiedzie jedyny znany mi jako-tako wariant wejścia. W dolnej stacji kolejki na Aelpi (którą mamy wjeżdżać) udaje się kupić mapę, na obiedzie ostatecznie ustalamy jak idziemy, a potem pod kolejkę i „przemeblowanie” plecaków. Ponieważ potrzebny będzie nocleg ładujemy namioty i pozostały sprzęt biwakowy, wywalamy też zbędny „zimowy” ekwipunek (raki czy ciepłe ciuchy raczej się bowiem tu nie przydadzą 😛 ) i ruszamy. Najpierw kolejką do góry, a tam szukamy szlaku. Początkowo trzeba kierować się na miejsce opisane jako „Bad”, potem na „Falkins”, a potem na „Ijes” – to nazwa dolinki, gdzie mamy spać i potem z rana atakować. Pogoda jest bardzo ładna i Alpy również takie – pięknie, zielone, miejscami mocno skaliste, poza tym puste! Nie licząc kilku osób przy górnej stacji kolejki nie ma nikogo. Idziemy zdobywając wysokość, potem trochę schodzimy do tego „Bad” które okazuje się gospodarstwem na rozstaju szlaków, potem trawers, potem jeziorko (na mapie oznaczone jako Vorderst See) – mniej więcej z tego fragmentu widać Grauspitz. Hm, raczej na pewno trzeba będzie pokonać mocno piarżyste zbocze…. no nic, jak trzeba to trzeba. W okolicy jeziorka wreszcie pojawia się oznaczenie na „Ijes” – trzeba iść „w prawo”. Początkowo szlakiem, a potem szutrową drogą (z którą szlak się łączy) mijamy boczną grań i m. inn. przez dwa wykute w skale tunele dostajemy się w dolinę Ijes. Tam znajduje się spore gospodarstwo oraz mnóstwo głośno dzwoniących krów 😉 idziemy do gospodarstwa grzecznościowo podpytać o możliwość rozbicia w okolicy namiotów, bo kto to tam wie gdzie się kończą ich pastwiska 😉 Jest tam kilku chłopaków w wieku ok. 25 lat, po angielsku mówią kiepsko, ale w końcu się dogadujemy – pokazują leżąca nieopodal chatkę i mówią że tam można spać, bo to jest „public”. I tak! to prawda 🙂 W żadnym wcześniejszym opisie o tym nie czytałem, na mapie brak także takiej informacji – ale jak najbardziej chatka stoi, jest otwarta, na dole salka ze stołem i krzesłami, na strychu kilka materacy, napisy by na górę nie wchodzić w butach, na zewnątrz kranik z bieżącą wodą, a w drewnianej przybudówce kibelek! I to, choć w „drewnie”, to porcelanka stoi! i zapas papieru! piękna ta Szwajcaria 🙂 Hm, chłopaki pili piwo… a co tam, idziemy z Lucyną zagadać 😉 Nawet przypomina mi się poprawne zdanie po niemiecku – jak jest zachęta to umiem 😉 Sprzedać trzech piw co prawda nie mają, ale podarować jak najbardziej – wyciągają je z takiego koryta do pojenia krów, gdzie spoczywały w zimnej wodzie 🙂 Super sprawa. W tym momencie nawet fakt że niepotrzebnie taszczyliśmy namioty, schodzi na dalszy plan 🙂 Wieczór milutki, pogoda piękna, prognoza także, cichutko, widoczki cudne (między innymi na charakterystyczny, skalisty, uwieńczony krzyżem Naafkopf, gdzie spotykają się granice szwajcarsko-lichtensteiensko-austriacka). Noc spokojna, choć w jej środku niepodziewanie krowy robią jakiś przemarsz hałasując głośno dzwonkami.
Wstajemy w czwartek 03.08.2017 jakoś po 6 i koło 7.00 ruszamy w kierunku Grauspitza. Szlaku nie ma – czasami pojawiają się jakieś ścieżki, ale widoczne tylko okresowo. Najpierw trzeba podejść pod boczną grań, przekroczyć ją i zejść w kociołko-dolinę, skąd już piargi doprowadza nas na przełęcz pomiędzy Hinter Grauspitz wa właściwy (czyli Vorder) Grauspitz. Tu tez widzimy, że zasadniczo z jeziorka, które widzieliśmy wczoraj, doszłoby się tu szybciej (choć bardziej stromo na pewno). Piarg im bliżej, tym wygląda lepiej – coraz bardziej „kładzie się”, kamienie też nie są całkiem malutkie, są też fragmenty trawy – dojście na przełęcz jakichś wielkich trudności nie nastręcza, choć jest męczące. Na grani związujemy się liną – choć po prawdzie bardziej dlatego, że ją mamy wniesioną, niż by była taka rzeczywista potrzeba – na stronę szwajcarską się bowiem nigdzie nie spadnie 😉 za to od strony Lichtensteinu hoho, kawał skały, wejście możliwe, ale na pewno wspinaczkowe. Granią dochodzimy do ‚przedwierzchołka” oznaczonego kopczykiem,potem trzeba przejść małe siodełko (najniebezpieczniejszy fragment, bo tu z obu stron lufa, ale na siodełku szeroko), podejść parę metrów i jest! Zdobyte 🙂 Na szczycie jest księga wejść – odnajduję polski wpis sprzed zaledwie dwóch dni 🙂 my też się wpisujemy, focimy i cieszymy oczy widokami – jest ładnie i pusto 🙂 Po jednej stronie gran do szczytu Falkins, po drugiej widoczny Hinter Grauspitz z też całkiem ciekawym skałkowym podejściem z „naszej” grani (zdecydowanie trudniejszym niż podejście na „główny” szczyt), jeziorka po stronie szwajcarskiej i ściany od strony Lichtensteinu. Siedzimy dobrych kilkanaście minut, a potem droga powrotna – piargiem już nieco bardziej na wprost, znów przejście grani, do chatki, zapakowanie się i na kolejkę…. Bardzo miłe wejście w świetnym towarzystwie 🙂
Tak oto zdobyłem górę o wysokości 2.599, aklimatyzując sie wcześniej na 3.400 🙂 🙂 🙂

PORADY (stan wiedzy na sierpień 2017)
– szlaku stricte na Grauspitz nie ma, choć posługując się choćby zdjęciami z internetu nie powinno być problemu z odnalezieniem właściwej drogi
– od strony Lichtensteinu naprawdę to nie wygląda za ciekawie, tak samo granią od strony Falkins. To już z pewnością nie trekking. Natomiast od szwajcarskiej tą „podstawową” trasą jest względnie łatwo, nawet bez sprzętu – tak jak pisałem, spięliśmy się linami bo je mieliśmy w plecakach, ale dałoby się i bez
– kolejka z Malans jedzie od 8 (w dni powszednie) i od 7 (w weekendy). Koszta „tam i z powrotem” to było 18 franków, możliwy zjazd kolejnego dnia. Ostatni zjazd w okolicach 17. Uwaga-nie można było zapłacić kartą, choć euro po kursie 1 do 1 przyjmowali. W razie czego pod kolejką zakosami idzie szlak.
– nasz czas wejścia: od górnej kolejki do Ijes 2,5 godziny (załadowane plecaki i bez specjalnego pośpiechu), od Ijes na szczyt też 2,5 godziny
– chatka w Ijes stoi (zdjęcie w galerii) i powinna być otwarta (w drzwiach bynajmniej zamku nie było). Niestety, w samej chacie nie było żadnego zostawionego telefonu czy coś. Niemniej jednak – głowy sobie uciąć nie dam, ale zapewne można tam swobodnie nocować bez konieczności tachania namiotów, nawet bez śpiwora się da.
– do samego Ijes istnieje fizycznie dojazd samochodem (przy gospodarstwie były auta). Dojazd nie jest z Malans, ale z Jenins (miejscowość obok). ALE – ja nie wiem czy się da, mogą być jakieś barierki. Udało mi się nawiązać kontakt z inna polską ekipą – oni do Ijes wjechali autem, na dole był zakaz wjazdu ale żadnego szlabanu, nikt im też uwagi nie zwrócił. Nie polecam, nie zniechęcam, do rozważenia. Można zaoszczędzić czas, można zarobić szwajcarski mandat, można napotkać szlaban.
– Grauspitz, o ile pogoda pozwoli, spokojnie da się zrobić w jeden dzień. Jeśli od kolejki – to po trawersie za gospodarstwem „Bad” przy jeziorku można iść na pałę w kierunku piargów pomiędzy Vorder a Hinter Grauspitz – i tak sie ich nie uniknie (zdjęcie poglądowe w galerii). Gdybyśmy nie mieli rzeczy w chatce, ze szczytu poszlibyśmy „na wprost” do jeziorka. A tak jak pisałem – nawet jak się na kolejkę nie zdąży, to jest pod nią szlak.
– do tego miejsca „Bad” da się dojść na dwa sposoby, szlak dość myląco rozdziela się na dwa jakieś 15 minut od kolejki. Nie ma to jednak znaczenia – obie drogi mniej więcej tyle samo czasu zajmują
– mapa, którą mam, to seria „Schesaplana” numer 1156 (Falkins-Jenins-Fanas)
– wydaje mi się, że wcześniejsza aklimatyzacja nie jest konieczna 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*