Jak wszyscy wiedzą, najwyższym szczytem Polski są Rysy o wysokości 2499 m n.p.m., oczywiście w Tatrach. Co ciekawe, Rysy mają trzy wierzchołki – dwa położone całkowicie po stronie słowackiej i to jeden z nich, tzw. „środkowy” jest najwyższy i liczy 2553 m n.p.m. Granica polsko-słowacka (jak i szlak turystyczny) przebiegają przez wierzchołek „północno-zachodni” i to tam jest najwyższy punkt Polski.
Szczyt zdobywam 25.07.2009 r. wspólnie z Elą i Kirszniokiem (Arkiem), dla których też jest to pierwsze wejście na Rysy. Dodatkowo tym wejściem ja chcę skończyć swoją Koronę Gór Polski. Wcześniej już zdecydowaliśmy, że będziemy wchodzić od strony słowackiej. Poranek jest dość pochmurny, ale decydujemy że próbujemy. Dojeżdżamy do parkingu „Popradzkie Pleso”, gdzie zaczyna się szlak. Początkowo prowadzi asfaltem aż do samego Popradzkiego Plesa (czyli jeziora), nad którym jest schronisko. To tutaj tak naprawdę zaczyna się szlak górski. Na jego początku znajdują się przedmioty, które można wnieść do Chaty pod Rysami i dostać za to herbatę. Na Słowacji zajmują się tym głównie tzw. „nosicze”, którzy przy pomocy specjalnego stelaża wnoszą ładunki po 60-80 kg. Rekordowy ciężar (wniesiony do Chaty Zamkovskeho w Malej Studenej Dolinie) to, uwaga, 207 kg! Natomiast najwyższy ciężar doniesiony do Chaty pod Rysami to też imponujące 116 kg. Nosicze mają swoje zawody (także na tej właśnie trasie którą idziemy), a już samo bycie nosiczem to powód do dumy (jak najbardziej zasłużonej). My jednak nie decydujemy się na choćby mały pakunek 😉 Szlak początkowo prowadzi wzdłuż potoku (a właściwie to rzeki Poprad, która tu właśnie ma swój początek), a następnie przy rozdrożu odbija w prawo, dochodząc do Żabiego Stawu. Pogoda wciąż nie najlepsza i z niepokojem obserwujemy coraz ciemniejsze chmury. Na odcinku od Żabiego Stawu do Chaty pod Rysami przebiega jedyny ubezpieczony łańcuchami na tym szlaku odcinek, po pokonaniu którego do schroniska zostaje jakieś 15 minut. Mamy idealny timing – dokładnie gdy do niego dochodzimy lunął deszcz. W schronisku spędzamy niecałą godzinę, przy stoliku poznając kilku Polaków z Krakowa – chłopaki byli już na szczycie. Opowiadają, że dzień wcześniej siedzieli na imprezie i padło „ej, nie byliśmy jeszcze na Rysach – to co, jedziemy?” i tak zrobili, więc większość weszła na kacu 😉 Deszcz w końcu ustaje i ruszamy dalej – najpierw na przełęcz Waga, a potem już na szczyt. Udało się! Zdobywam tym samym Koronę Gór Polski, więc satysfakcja ogromna. Wtedy na szczycie Rysów był jeszcze krzyż, teraz go już nie ma, został usunięty, jak i kilka innych „dzikich” przedmiotów. Widoków niestety nie doświadczamy – mgła, więc dość szybko zbieramy się z powrotem, wracając tą samą drogą. O ile pamiętam raz tylko złapał nas przelotny deszczyk. W schronisku przy Popradzkim Plesie dłuższy postój na jedzenie, a potem już do auta.
Na Rysy (stan na koniec 2016 roku) wracam jeszcze dwa razy, podchodząc od strony polskiej dla uspokojenia sumienia, a także od słowackiej zimą (również tym szczytem kończąc swoją zimową polską koronę). I tak coś czuję, że jeszcze tam wrócę…
PORADY
Za bardzo nie ma się co rozpisywać, szczyt każdy zna. Wejście od strony polskiej jest dużo trudniejsze, w weekendy i okresy wakacyjne dość zapchane, warto więc rozważyć zejście na stronę słowacką, skąd z przystanku „Popradzkie Pleso” można „elektrićką”, czyli pociągiem kursującym u podnóża Tatr dojechać do Starego Smokovca, a stamtąd autobusem do Łysej Polany (kursują regularne linie zarówno polskie, jak i słowackie) – taki wariant na pewno jest bezpieczniejszy niż korki na „polskich” łańcuchach, a przy tym można i inne widoczki popodziwiać. Trzeba jednak pamiętać, że szlak słowacki jest zamknięty w okresie od 31 października do 15 czerwca. Chata pod Rysami jest najwyżej położonym schroniskiem w Tatrach, choć nie całorocznym (najwyższym czynnym cały rok jest Chata Teryego). Chata pod Rysami słynie zwłaszcza ze swojej toalety i widoków z niej. Zdarza się także, że po zimie schronisko trzeba częściowo odbudować na skutek lawin.
AKTUALIZACJA (lipiec 2017) – wejście od Słowacji zrobiło się dużo łatwiejsze, na odcinku „łańcuchowym” dodano drabinki oraz wygodne żelazne poziome platformy, trudności teraz praktycznie żadne