Andora

Andora to maleńki kraik wciśnięty między Hiszpanię a Francję. W całości położony jest w Pirenejach i z tego tytułu najwyższego szczytu nie ma co się wstydzić – jest to Pic de Coma Pedrosa o wysokości 2.942 m n.p.m.

Szczyt zdobywam 05.06.2015 r. Podejście zaczynam od miejscowości Arinsal, w sumie w dzień poprzedni (ponieważ na miejsce dojechałem dość wcześnie) robiąc krótki, półtoragodzinny wypad początkiem szlaku, żeby się „rozejść” po podróży. Do szlaku dojeżdża się pod tunelem na końcu Arinsal, potem gdzieś trzeba zostawić auto i w górę, początkowo (krótko) asfaltem oznaczeniami na wodospad. Nie mam żadnej mapy, ale solidny internetowy reaserch powoduje, że nie powinienem się pogubić. Tak też jest – szlak jest oznakowany, a na rozdrożach są strzałki „Pedrosa”. W miarę szybko (ponieważ startuje się ze sporej wysokości) wychodzi się ponad las i można podziwiać już nasz cel (do którego podchodzimy trochę „naokoło, od tyłu”), jak i okoliczne szczyty. Pireneje mają swój specyficzny urok, trudno je porównać do innych gór, po trochę tam elementów z wszystkich mi znanych. Przy pierwszym poważniejszym podejściu towarzyszy mi szumiący po prawej ręce duży wodospad. Idąc dochodzę do dwójki turystów i trochę mi mina rzednie – mają przy plecakach czekany…. hmmm… No nic, zobaczymy. Ponieważ moją poprzednią przygodą z korona było nieudane „zimowe” wejście na norweski Galdhoppigen, morale mi trochę spada. Daję jednak dalej – kolejnym charakterystycznym punktem jest schronisko „Refugi de Coma Pedrosa”, znajdujące się na hali na wysokości już 2.260 m. Jest otwarte, ale pomimo poszukiwań nie udało mi się zastać nikogo z obsługi, a szkoda, bo kupiłbym mapę, popytał, wypił jakąś herbatę itp. Obok schroniska jest oznaczony węzeł szlaków – wynika, że do szczytu jeszcze 3,3 km i 2.10 h. Ruszam więc dalej, napotykając na pierwsze pole śnieżne. Na szczęście jest szerokie, stabilne, niezbyt nachylone, po może 15 minutach jestem za nim. Szlak robi cały czas wysokość, ale bardzo przyjemnie, równomiernie w górę. W okolicy jeziora Estany Negre najpierw jeszcze jedno pole śnieżne do przejścia, a potem szlak gwałtownie skręca w prawo, wchodząc na grań (przez kolejne, chyba najbardziej niebezpieczne, ale bez przesady – tylko przy wyjątkowym pechu poślizgnięcie by spowodowało coś innego niż zjazd kilka metrów). Grań już wygląda bezśnieżnie (i dobrze), jest szeroka, szlak wyraźny, Pedrosa coraz bliżej – no tej górze to dam radę 😉 Tak jest, docieram na szczyt! Wciąż jestem sam, ta dwójka którą minąłem jeszcze przed schroniskiem to jedyne osoby jakie spotkałem. Na szczycie spędzam (jak na mnie) sporo czasu – czuję satysfakcję, bo i widoczki ładne, i Pedrosa w tym momencie objęła prowadzenie wysokości zdobytych europejskich szczytów 🙂 Ale wszystko się kończy – trzeba schodzić, bo w Barcelonie czekają znajomi. Na tym polu śnieżnym pod granią zwłaszcza przy schodzeniu trzeba znów conieco uważać, ale wszystko idzie dobrze i po zejściu z ostatniego pola śnieżnego (wciąż z powodu „norweskiej traumy”) oddycham z ulgą. Tym razem mijam schronisko, wolę przejść poniżej przy małym jeziorku. Dopiero przy początku szlaku napotykam innych ludzi, ale to raczej spacerowicze. Po co więc tym dwóm wcześniej były czekany? Albo gadżeciarze, albo przeczuleni, albo szli w jakieś dziwne miejsce – tylko gdzie niby? A zresztą co mnie to 😉 Auto i kierunek Barcelona. A dzień później, 06.06.2015 Barca wygrywa finał Ligi Mistrzów z Juventusem i na Ramblach dzieje się, oj dzieje 🙂 Ale to inna opowieść…

PORADY (stan wiedzy na czerwiec 2015)

Szlak z Arinsal jest dobrze oznakowany i nie bardzo jest jak go zgubić. Wymaga kondycji, ale żadnych specjalnych umiejętności nie potrzeba, może ze trzy razy użyłem rąk. O ile dobrze pamiętam tam i z powrotem zajęło mi jakieś 7-7,5 godziny. Na pewno jest też inny szlak, ale nic o nim nie wiem. Szukając szlaku za tunelem trzeba od razu skręcić w prawo i tam gdzieś zostawić auto – ja zostawiłem naprzeciw kompleksu budynków o nazwie „La Massana” i nikt się nie czepił. Pisząc to widzę że początek szlaku to (za googlem) „Ruta General”. Nie wiem czy do Arinsal dojeżdża transport publiczny, ale jestem niemal pewny że tak – to kompleks turystyczny, choć głównie narciarski.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*