Bośnia i Hercegowina

Najwyższym szczytem Bośni i Hercegowiny jest Maglić o wysokości 2386 m n.p.m. Położony jest w Górach Dynarskich na granicy z Czarnogórą, na terenie Republiki Serbskiej (jednej z części Bośni i Hercegowiny, nie mylić z państwem Serbia). Najbliższa miejscowość to Tjentiste.

Pierwsza moja próba z Magliciem miała miejsce 27.05.2016, w trakcie weekendu bożociałowego. Wspólnie z kolegą Siwym wybraliśmy się w tamtą część Bałkanów i jednym z punktów wyjazdu był Maglić. Siwy jednak od razu deklarował, że raczej na szczyt wchodził nie będzie. Do Tjentiste jedziemy po zwiedzaniu Sarajewa, dojeżdżamy późnym popołudniem. Oglądamy monumentalny pomnik ku czci jugosłowiańskich partyzantów z czasów II wojny światowej, a potem rozglądamy się za noclegiem. W budynku (chyba) parku udaje nam się dostać namiary i telefonicznie umawiam się z panią wynajmującą swój domek. Cena przystępna, dodatkowo pani jest z kierownictwa Parku Narodowego Sutjeska, gdzie pracuje tez jej mąż (który częstuje nas jakąś przepalanką). Uzupełniam (czy raczej potwierdzam) wiedzę którą posiadam – trzeba skręcić w boczną drogę przy nieczynnej stacji benzynowej, a następnie jechać jak długo się da i jednym ze szlaków iść na Maglić.

Wyjeżdżamy rano, skręcamy przy stacji i pniemy się w górę. W pewnym momencie droga się rozwidla – w lewo oznaczenia „Maglić”, a w prawo „Trnovacko jezero”. Jedziemy w lewo- szlak rozpoczyna się na przełęczy, jest słupek z tabliczką. Tu już trzeba zostawić samochód i rozpocząć próbę – zgodnie ze znakiem na szczyt jest niecałe 6 km. Idziemy póki co razem, po mniej więcej pół godzinie wychodzimy z lasu w kosówkę, a potem na szeroką polanę, skąd dobrze widać skalisty Maglić. Siwy ostatecznie decyduje że nie wchodzi i poczeka na polanie, ja pełen optymizmu idę dalej. Wiem że po drodze będą fragmenty ze stalową liną, pełniącą funkcję naszych łańcuchów. Nieprzyjemności zaczynają się już pod pierwszym z takich miejsc – pod nim zalega szerokie śnieżne pole. Śnieg jest miękki, taki „rozmemłany”, źle się po nim idzie. Pokonuję ten fragment, idę dalej i dochodzę do żlebu szerokiego na jakieś 15 m, w poprzek którego trzeba przejść. Niestety -w żlebie śnieg, a w dół ciągnie się na dobre strome 150 m. Zauważam że żleb jest ubezpieczony liną, tyle że lina leży pod śniegiem i za cholerę się jej nie wyszarpie. Do kitu… śnieg jest bardzo niestabilny, miękki, ciapowaty i nawet raki (których i tak nie mam, zaledwie raczki) niewiele by pomogły, bo w nic by się nie wbiły. Trochę kombinuję jakby żleb obejść skałami górą, ale że wspinacz ze mnie nie za dobry, odpuszczam – tym bardziej że wejść nie sztuka, gorzej zejść. Nic nie wymyślę, no kilkanaście metrów do przejścia ale ryzyko poślizgnięcia niemal pewne. Zawracam, ale wciąż nie tracę nadziei – jest wcześnie, spróbuję od drugiej strony. Wracam raportując Siwemu co i jak i wracamy do auta, którym tym razem kierujemy się na tym rozjeździe na Trnovacko jezero. Tam wyjeżdża się na sporą halę – miejsce o nazwie Prijevor. Są tam oznaczone początki szlaków oraz tablica z (wreszcie!) mapą, gdzie wreszcie można się przyjrzeć opcjom. Z Prijevora da się na Maglić iść „na wprost” lub okrężną drogą przez to właśnie jezioro. Znak na Maglić pokazuje co prawda tylko 1,9 km, ale aż 3h – niemniej jednak decyduję się spróbować, Siwy zostaje przy aucie. Po chwili docieram do chatek, z wyglądu jest to jakby schronisko, ale teraz zamknięte. Szlak dość szybko zaczyna piąć się w górę coraz bardziej stromo i stromo, najpierw trzeba sobie pomagać dłońmi, a potem znów pojawiają się stalowe liny. Widzę że znak na dole nie kłamał i łatwo nie będzie. Niestety znów coraz częściej pojawiają się większe i mniejsze płaty śniegu, niektóre z nich zalegają w bardzo niebezpiecznych miejscach, a tu poślizgnięcie może naprawdę drogo kosztować. W dodatku te liny są w bardzo złym stanie, niekiedy przerwane, niekiedy haki mocujące do skały są wyrwane. Gdy lina wali mnie w nos i leci mi krew, a przed sobą widzę kolejny śnieg w miejscu, gdzie już kurde muszę się poślizgnąć co najmniej przy schodzeniu, decyduję że i stąd zawracam – bo znów, może i wejdę, ale co potem?. Schodzenie też proste nie jest. Napotykam też innych ludzi – to grupa Chorwatów, mniej więcej pół na pół damsko-męska. Są jeszcze nisko, dopiero po początkowych trudnościach. Rozmawiamy, ja mówię co i jak i że skoro już tu pytają „czy dalej też jest tak trudno”, to nawet nie ma co… Większość mnie słucha, bodaj trzech chłopaków rusza dalej. Mi w zejściu towarzyszy Chorwatka Daria, gadamy sobie o górach i różnych takich. Oni grupą są rozbici w namiotach przy Trnovackim jeziorze i chcieli dziś wejść. Rozstajemy się z Darią przy aucie, wymieniamy facebookiem, po czym z Siwym wsiadamy w auto i niestety, innym razem.

Potem od Darii się dowiedziałem, że oni następnego dnia weszli na Maglić szlakiem od jeziora i był przyjemny, bez śniegu i trudności. Akurat ten trzeci którym nie szedłem 😉 a co do chłopaków którzy ruszyli w górę po spotkaniu ze mną żaden nie wszedł – jeden zawrócił sam po pewnym czasie widząc ze jest coraz trudniej, pozostała dwójka była już niby niedaleko szczytu, ale jeden z nich rozwalił głowę i musieli w dwójkę zawracać. Trochę mnie to pociesza, bo jednak decyzja, choć trudna, była dobra.

Na Maglić wracam 14.08.2016. Towarzyszą mi Rodzice, którym zaproponowałem wycieczkę wiedząc, że wyjedziemy wysoko i będą mogli nacieszyć oczy – bo Góry Dynarskie są bardzo ładne, a pod Magliciem i w drodze jest wiele widokowych miejsc. Znów dojeżdżamy do Tjentiste wieczorem i znów rano samochodem pod górę. Decyduję, że ponownie spróbuję wejść szlakiem, z którego zawróciłem po raz pierwszy. Wszystko wygląda podobnie – tyle że nie ma śniegu. Idzie się zupełnie inaczej – spokojnie, równomiernie. Żleb przechodzę bez najmniejszego problemu (no bo i jaki miałby być), patrząc tylko z niego w dół upewniam się, że nie wyolbrzymiłem długości i stromizny żlebu – naprawdę poślizgnięcie skończyłoby się bardzo źle. Na szlaku coraz częściej pojawia się lina towarzysząc we wspinaczce – trudności w mojej ocenie jak na szlakach w Tatrach Wysokich nie licząc Orlej Perci. Szlak dochodzi do grzbietu, gdzie łączy się ze szlakiem idącym od jeziora i wspólnie dochodzą do skały szczytowej. Tam jest pewien trudny moment na początku – trzeba się wspiąć jakieś 10 metrów kominkiem i akurat z niewiadomych przyczyn tu lny nie ma, ale potem już tylko dojść na szczyt. Udało się! Do trzech podejść sztuka 🙂 Na szczycie kamień i blaszana flagą – oba w barwach Serbii (właśnie nie Bośni i Hercegowiny, a Serbii, co tylko pokazuje jak dziwny to kraj). Schodzę to samą drogą, meldując Rodzicom że tym razem się udało. Zjeżdżając podjeżdżamy jeszcze na halę „Prijevora”, gdzie jest sporo samochodów. Wygląda też na to że to „schronisko” działa, ale jakoś nie chce mi się już podchodzić.

PORADY (stan wiedzy na sierpień 2016)

Znakowane szlaki na Maglić są trzy – dwa z Prijevora (jeden bezpośredni, drugi przez Trnovacke Jezero) i jeden „z drugiej strony”, z polanki. Szlaki oznaczone charakterystycznym dla Bałkanów białym punktem z czerwonym otokiem. W zdjęciach jest schemat z tablicy przy Prijevorze, mapy nie udało się kupić, nawet pani z parku u której spaliśmy w maju nie miała. Najłatwiejszy (ale i najdłuższy) to szlak od jeziora. Na dwóch pozostałych są trudności, na pewno trzeba mieć jakie-takie doświadczenie ze skałą i ekspozycją, ten krótki z Prijevora nawet określiłbym jako bardzo trudny, wdrapuje się niemal na wprost bez żadnych zakosów, ale nie jest to też nic niemożliwego. Trzeba też pamiętać, że idąc tym „moim” szlakiem jest się fizycznie w Czarnogórze – nie ma jednak żadnych słupków, żadnych zakazów, żadnych strażników, pani z parku też zapewniała że to żaden kłopot ze strony jednych i drugich władz

Droga dojazdowa od Tjentiste to resztki asfaltu i ubita ziemia. Dwukrotnie wjechałem bez problemu Nissanem Quasquaiem, ale w obu przypadkach na górze były też inne samochody, niższe. Dojazd ma chyba 12 km, od skrętu do góry zajmuje jakieś 40 minut. Mniej więcej w 1/3 drogi jest szlaban parku – w maju był podniesiony, w sierpniu był strażnik i opłata (nie pamiętam dokładnie ile, ale na pewno i za samochód, i za każda osobę w nim – ale niespecjalnie straszne pieniądze). Rozstaje wyraźnie oznaczone znakami, trzeba się decydować którym szlakiem atak i odpowiednio skręcić w lewo lub w prawo. Przy obu podjazdach miałem dobrą pogodę, w przypadku deszczu droga może wyglądać dużo gorzej. Myślę że w Tjentiste znalazłoby się kogoś do podwózki, jeśli brak własnego pojazdu.

Noclegi – w Tjenstiste jest Hotel „Mladost”, ale w obu terminach był pełny. Raz nocleg znaleźliśmy pytając w siedzibie parku, a drugi raz w knajpce MAKADAM – właściciel ma do wynajęcia mieszkanie, budynek z zewnątrz co prawda obskurny, ale mieszkanie całkiem fajne. Naprzeciw Makadamu jest druga knajpa, nie pamiętam nazwy – ale jest tam pole namiotowe. Już „na górze” w Prijevorze były też rozbite namioty, ponadto jest tam chyba ta koliba z miejscami do spania, a chorwaci których spotkałem byli rozbici namiotami przy jeziorze. Jeśli nie znajdzie się noclegu w Tjentiste to kłopot, bo w szeroko pojętej „okolicy” nic nie ma na pewno. Miejscowi mówili że najbliżej z noclegami to Foca, czyli jakieś 30 km krętą drogą.

Do Bośni i Hercegowiny trzeba mieć paszport, a jeżeli samochodem to także zieloną kartę (pytali na granicy). Mają swoją walutę (markę), ale w obiegu jest też euro w stałym przeliczniku 1 euro-2 marki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*