Hiszpania

Jedna z małych pułapek w Koronie Europy – otóż najwyższym szczytem Hiszpanii jest Pico del Teide o wysokości 3718 m n.p.m. Skąd zatem w koronie Mulhacen? Ano stąd, że Teide położony jest na Teneryfie, czyli na Wyspach Kanaryjskich. A te to już geograficzna Afryka… Najwyższym szczytem europejskiej, kontynentalnej części Hiszpanii jest Mulhacen o wysokości 3478 m n.p.m. Położony jest nie (jakby się wydawało) w Pirenejach, a w Górach Betyckich, w paśmie Sierra Nevada.

Szczyt atakuję 29.08.2015. Po wcześniejszej analizie różnych map i tekstów byłem zdecydowany na wejście z Pradollano (jest to taki wielki kurort narciarski z dużą ilością kolejek krzesełkowych i jedną kabinową). Co ważne – opisy wejść które znalazłem sugerują (czy wręcz przekonują), że na Mulhacena w jeden dzień się nie wejdzie, trzeba przewidzieć nocleg. Plecak mam więc załadowany namiotem, śpiworem, materacem, kuchenką, żarciem, wodą (bo źródełek nie ma), ciuchami – wiadomo jak jest. Choć się starałem, pokazuje mi 19 kilogramów. Nic to, nie idę byle gdzie, a na prawie 3500, kto wie co będzie. Wieczorem podjeżdżam jeszcze (autem) do Pradollano, patrzę co i jak, skąd startować itp. Następnego dnia po ciemku jeszcze jadę do Pradollano, zostawiam auto i zaczynam zabawę. Już dzień wcześniej zdecydowałem, że pójdę wzdłuż kolejek do punktu, gdzie się kończą, co powinno mnie umiejscowić obok szczytu Pico de Veleta już na szlaku na Mulhacen. Plan się sprawdza, są wydeptane ścieżki więc pewnie tak myślących Maćków było już wcześniej wielu. Dochodzę w okolice schronu „Refugio de la Carihuela” i… oczom nie wierzę. Widzę, ale…Pytam chłopaka niedaleko – czy to jest Mulhacen? Si, si. Ręce opadają… Gdyż jest w miarę BLISKO. Co ważniejsze – między punktem gdzie jestem a szczytem Mulhacena nie ma żadnych innych szczytów, nie trzeba iść po grani, w zasadzie trzeba dreptać…. Klnę na internetowe porady, bo wiem, że „na lekko” spokojnie bym to zrobił w powiedzmy 8 godzin, a tymczasem już nieźle się zmęczyłem robiąc jakieś 1000 przewyższenia z kompletnie niepotrzebnym dużym plecakiem. No ale co, idę, kolejne doświadczenie 🙂 Z czasem robi się coraz bardziej ludnie, mnóstwo ludzi, rowerzyści górscy, dzieci, i Maciek z plecakiem 🙂 Humor jednak dopisuje – wiem że Mulhacena zdobędę, poza tym jest naprawdę pięknie. Nie dość że udała się pogoda, to jeszcze krajobraz iście księżycowy – surowy, kamienisty, gęba sama się śmieje. W pewnym momencie dość dobrze wydeptaną ścieżką robię „skrót”, po czym widząc schron „Refugio Vivac de la Caldera” i podejście na Mulhacen zrzucam plecak wśród skał, a zostawiam tylko kijki i wodę w jednej niewielkiej butelce. Co tam, lepiej iść bez obciążenia i napić się tu przy powrocie niż taszczyć ten cały majdan… Tak też zrobiłem, na szczycie byłem mniej więcej o 13.30, na moje oko przez wcześniejsze obciążenie mogłem stracić nawet i godzinę. Tyle to warte opowieści z netu (wiadomo, poza tą 🙂 )…. Na szczycie kupa ludzi, a nawet dwie kozice. Znajduje się tam kapliczka w kamieniu, a także ruiny jakiegoś niewielkiego budynku. Zdjęcia, uśmiech i drałowanie z powrotem. Plecak odnajduję bez trudu, posilam się konserwą turystyczną, z niesmakiem zarzucam go z powrotem na garba i wędruję z powrotem. 3000 dają jednak o sobie znać mówiąc „to jednak nie takie proste jak myślisz” – pogoda na jakieś 10 minut załamuje się, łącznie z gradem. Ale to tylko drobny epizod, wszystko wraca po chwili do spokojnej ładnej normy. Dochodząc „nad” Pradollano nie mam skrupułów i spokojnie zjeżdżam kolejką (w sumie dwiema – kanapą i kabiną). Przed 18 jestem na dole.

PORADY (stan wiedzy na sierpień 2015)

Mulhacena się obawiałem, ze względu na wysokość i opisy. ZUPEŁNIE NIE MA CZEGO. Przy dobrej pogodzie z Pradollano szczyt do zrobienia w 9 godzin „na lekko” z tendencją do urwania tego czasu. Z Pradollano można wykorzystać kolejki którymi zjeżdżałem lub busik, który wjeżdża z Pradollano w okolice Velety (ciekawostka – najwyżej położona droga asfaltowa w Europie, choć niedostępna dla osobówek – zakaz i szlaban) i jeszcze coś urwać z czasu. Spokojnie można też użyć roweru (sporo tam takich śmiałków) i tylko wchodzić na samego Mulhacena z okolic stawiku „Laguna de la Caldera” i wyżej wspomnianego schronu „Refugio Vivac de la Caldera”. Nie wiem jak od pozostałych stron – ale na szczycie widziałem ludzi podchodzących inną ścieżką, bardziej od południa i bynajmniej nie wyglądali na takich, co idą dwa dni. WAŻNE, NAPRAWDĘ WAŻNE – potrzeba z całą pewnością zabrać dużo wody, strumyków nie ma, roślinności też (cały czas jak na patelni), a woda ze stawików bez przegotowania nie nadaje się do picia. Noclegi – samo Pradollano jest dość drogie bo w końcu kurort. Noc „przed” spałem w miejscowości Guejar Sierra – booking pokazywał że w miarę blisko, ale to było u podnóża gór i sam nie wiem czy nie lepiej było dopłacić do noclegu przy starcie, czy spać niżej i tracić jakieś 40 minut na dojazd serpentynami po ciemku. Na trasie od Pradollano są trzy schrony – to takie półokrągłe niewielkie budynki bez obsługi. Można się tam przespać, ale w sezonie, a zwłaszcza w weekendy, są dość oblegane, co wujek Maciek potwierdza 🙂 Można rozbijać namioty, choć chyba tylko w okolicach schronów. Do Pradollano można się dostać autobusami z Granady, bodaj miejsce docelowe na rozkładzie to nie „Pradollano”, a „Sierra Nevada”. Przy wejściu nie korzystałem z mapy, nie znalazłem także nigdzie później mapy do kupienia – miałem wydrukowane jpg z internetu i wbitą trasę w zegarek Suunto.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*