Rumunia

Najwyższy szczyt Rumunii to Moldoveanu, położony w Górach Fogarskich (Fogaraszach), o wysokości 2.544 m n.p.m. , względnie niedaleko popularnej turystycznej drogi – Trasy Trasfogarskiej.

Szczyt w miarę blisko Polski, to jakoś tak zawsze odsuwałem go na później. Przemyśliwując plany na 2017 tak patrzę, myślę i co – może by tak spróbować wcześniej niż w lato? Trudność to tak mniej-więcej Tatry Zachodnie. A co tam, czemu nie 🙂 chętnych do towarzystwa oczywiście brak, samemu bez sensu, ustalamy więc już w styczniu termin z Michał Król i heja 😉

Plan się modyfikował – najlepsze dojście granią od Balea Lac w warunkach zimowych ma dwa minusy: pierwszy to fakt, że do punktu startu nie da się dojechać autem (w przeciwieństwie do lata), dwa że to jednak kawał drogi granią. Zresztą, Moldoveanu, choć względnie niski, jest dość ciężki do zdobycia w jeden dzień. Ponieważ jestem szczęśliwym posiadaczem mapy, ostatecznie decydujemy że idziemy szlakiem z Vistisoara, przez szczyt Vistea Mare, na pewno z noclegiem z miejscem wybranym w zależności od warunków, czasu, formy itd.

Pod góry docieramy w piątek po południu. Auto zapakowane różnymi opcjami łącznie ze skitourami, jednak podjeżdżając do gór widzimy, że nisko jest już po śniegu. Narty zostają w aucie, ogarniamy co trzeba i w drogę.Spoglądając na stojącą mapkę na starcie szlaku (tak, nawet jest szlak) widzimy, że powinien na nim być schron – co ciekawe, na mojej mapie go nie ma, jest tylko zaznaczony wyżej na przełęczy ok. 2100, gdzie na pewno dziś nie dojdziemy.  No ale fajnie, jak stoi to akurat na nocleg

Ruszamy – szlak początkowo (przez ok. godzinę) prowadzi drogą coraz gorszej jakości, a potem wzdłuż górskiego potoku, trzy razy go przekraczając chybotliwymi kładko-pniami. Droga lasem jest nużąca, momentami wąziutka, trawersujemy też kilka lawinisk. Pokazuje się w końcu schron – istnieje jak najbardziej, solidny, półokrągły jak namiot cyrkowy, z półkami do spania. Nie ma co kombinować – zostajemy tam na noc. Znak pokazuje że do Moldoveanu jeszcze 4,5 h, a nasze cudowne urządzenia że jakieś 5 km szlaku. Nie ma źle 🙂

Noc jednak nie jest spokojna i przypomina, że Fogarasze to bynajmniej nie Tatry, tylko góry dużo bardziej dzikie. Kilka razy słyszymy wokół schronu obecność zwierząt, a po hałasie (zawsze dość sporym) nie da się ocenić, czy chomik, czy słoń 😉 swoje jednak słychać

Pobudka, ogarniamy się, w schronie zostawiamy zbędne rzeczy i około 6.45 wyruszamy. Śnieg piękny, zmrożony, widno, pogoda super…. no i po 15 minutach wchodzimy na świeżutkie ślady niedźwiedzia. I to, kurde, niemałego skurczybyka…. czujnie idziemy dalej, ślady odbijają w bok, na chwilę oddychamy z ulgą, ale przedwcześnie…. Michał wypatruje niedźwiedzia. Patrzymy jak bydlak znika za niewielką skarpą (na którą na bank byśmy weszli) i zaczyna się myślówa. Warunki piękne i na pewno wejdziemy. No ale… musimy iść koło niego. Nawet jakby gdzieś górą to nas będzie widział. No dobra, może nie podejdzie. Widzimy go znów chwilę, jak zza garba przemieszcza się w lewo – no nie jest wolny 🙂 Wszystko fajnie, może (MOŻE) go miniemy. Ale musimy tędy wracać. Poza tym las naokoło staje się z minuty na minuty coraz mniej przyjazny – wiecie, a bo to wiadomo, co jest obok poza tym co przed nami? Misiek znów się pokazuje, ewidentnie nie ma zamiaru odejść w najbliższym czasie, krótki filmik (dostępny na profilu facebookowym) i bolesna decyzja o zawrotce. Innym razem…. pewnie w lato granią od Balea Lac, jak Pan Bóg przykazał 🙂

Reasumując, nie mieliśmy pecha – mieliśmy szczęście 😉 raz że nie spaliśmy pod namiotem (w sensie żerującego nocnego towarzystwa), dwa że nie wleźliśmy na misia bezpośrednio (od czego dwukrotnie dzieliły nas minuty), tylko go widzieliśmy z daleka. Powiem jedno – takiej przygody w górach nie polecam

PORADY (stan wiedzy na kwiecień 2017)

Szlak od Vistisoara (co jest jakby osadą letniskowych chałup, nie miejscowością) jest dobrze oznaczony czerwonymi trójkątami. Według opisów do Moldoveanu ma ponad 13 km, mniej więcej na 8 kilometrze znajduje się schron. Powinien też być jeszcze jeden schron pod Vistea Mare, ale z przyczyn podanych wyżej nie dane mi było go zobaczyć.

W mojej ocenie na lekko da się to zrobić od Vistisoara w jeden dzień. Woda co najmniej do schronu jest. Tylko trzeba wystartować wcześnie rano, i mieć nadzieję na brak dzikich towarzyszy.

Schron na szlaku jest przytulny, solidny, czysty, zamykany od wewnątrz i z zewnątrz. Natomiast nam było w nim dużo zimniej niż na zewnątrz – ale coś za coś.

Porada dla jadących samochodem – jeśli przekraczacie granicę w okolicy Oradei, nie słuchajcie gps-a, tylko kierujcie się z Oradei na Cluj-Napoca, potem Alba Iulia, Sibiu i pod góry. Nieporównywalnie lepsza jakość dróg i szybkość poruszania się.